Pamiętam początki akcji: „Nie czytasz – nie idę z tobą do
łóżka”. Pomyślałam sobie wówczas, że pomysł genialny. I absolutnie nie należy
interpretować od razu hasła jako: czytasz – idę z Tobą do łóżka. Nie! To za
proste i nie działa w ten sposób. Wówczas pewnie portale randkowe przepełnione
byłyby fotkami pseudoczytaczy, a w klubach i pubach wszyscy wyposażeni byliby w
dzieła Dostojewskiego, Żeromskiego albo Cobena. Swoją drogą interesująca wizja,
ale jednak prawdziwe wyjątki są bardziej wartościowe niż sztuczne tłumy. Promocja czytelnictwa nie musi trzymać się
sztywnych i zakurzonych ram, które od dawna już nie działają na potencjalnych
czytelników. W moim osobistym przekonaniu, czytający mężczyźni są znacznie
bardziej atrakcyjni. Może wiąże się to z tym, że należę do grona osób, które
najzwyczajniej podnieca mózg. Nie należy tu jednak podążać tropem Hannibala Lectera.
Innych móżdżków również nie konsumuję. Ale narząd piękny.
Oczywiście nie dotyczy to czytania wszystkiego. Muszę
zmartwić szerokie grono. Odpadają ulotki z Tesco, czy Biedronki, etykiety z
Domestosów i daty ważności z twarożków. Odpada również Gazeta Polska i Atlas Kotów
– wybacz Jarku. Panowie, serio. Z książką w dłoni, niezależnie, czy jest to
klasyka, fantastyka, reportaż, biografia, kryminał czy sensacja, macie +20 do
atrakcyjności. Może papierowe czytadło nie rozświetla tak pięknie twarzy jak
ekran ajfona, ale jest zarazem najpiękniejszym filtrem jaki znam. A od filtra
już tylko krok do flirtu. Właściwie wystarczy zamienić dwie literki ;)
(Pan Mariusz Szczygieł, który zagości jeszcze na samym końcu)
Odnośnie czytania, miałam ostatnio okres, w którym kilkanaście razy
zabierałam się do rozmaitych książek i kompletnie mi nie szło. Był czas, gdy
pochłaniałam kilka dzieł tygodniowo, tymczasem teraz zabierałam się za 4-5 na
raz i jeśli skończyłam jedną było dobrze. Winą obarczam jesień. Owszem bywa
czasem fajna, ale powoduje wzmożoną potrzebę snu, a to zdecydowanie nie sprzyja
literackim podróżom. Bardziej pijackim, lub też kocykowym, herbacianym,
przytulanym, czy drzemkowym. Na szczęście udało mi się częściowo przerwać
złowrogi impas. Zatem jak przystało na sobotę idealną, czytam. Obecnie jest to
najnowszy kryminał pani Lackberg, ale tuż za nim plasują się opowiadania Toma
Hanksa i reportaż Aleksandry Boćkowskiej: „Księżyc z Peweksu”, który zaczęłam i
zapowiada się niezwykle smacznie. Wracając jednak na moment do p. Lackberg,
jakie to urocze, że w Szwecji pisarze są celebrytami. Owa autorka na przykład,
brała udział w tamtejszej edycji „Tańca z gwiazdami”. Nie zaliczam się wprawdzie do osób oglądających podobne programy, nie chodzi tu również o konstatację nad jego wartością, jednak to niezwykłe, że pisarze w kraju, który wszak nie znajduje się od nas znowu tak daleko, są doceniani i rozpoznawani. U nas z kolei, prezentuje
się to odwrotnie, a co za tym idzie groteskowo. Celebryci piszą książki i
niestety najczęściej są to bardzo słabe pozycje, z których największą radość
czerpią jak mniemam ghostwriterzy. Patrząc z perspektywy stricte
bibliotekarskiej, oddycham ze spokojem mając świadomość, iż czytelnictwo
jeszcze nie umiera. Jednak boję się, że dojdzie do sytuacji, w której dorośli
przestaną pokazywać dzieciom jak fajny i niesamowity jest czas spędzany z
książką. Chciałabym żyć w kraju, gdzie czytanie znajduje się na szczycie
najprzyjemniejszych rozrywek stworzonych przez ludzkość. I chciałabym wciąż
widzieć zachwyt w oczach osób, które przeczytały właśnie coś niezwykłego i dzielą
się tym ze mną gdy przychodzą do
biblioteki.
Dzisiaj udostępniam film z cyklu: „Pokaż swoje książki” z
Mariuszem Szczygłem. Ale polecam gorąco również pozostałe odcinki, jak i cykl „Czytanie
to awantura”. Dzięki przyjemnym rekomendacjom zacnych ludzi, można znaleźć dla
siebie kilka perełek na długie wieczory J