poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Na nowo

Piję czas duszkiem i okrywam się nim nocą. Potrzebowałam go, by zrozumieć. Góry leczą. Zapach wiatru, ogniska, zmęczenie, zimna woda, ostre kamienie, rozmowy, ciepło. Poranki z widokiem na zamglone góry, rosa pod stopami, ciężar gwiazd nocą i słońca żar, który łzy szybko osuszał. A bieszczadzkie anioły, to również i ludzie. Pomagają. Unoszą. Są. Chwilami mam wrażenie, że wszystkiego doznaję po raz pierwszy. Może tak to wygląda, gdy człowiek rodzi się na nowo… Stąpam boso po trawie, mchu, przytulam się do drzew i chwilami uśmiecham. Oddycham. Słucham muzyki i jestem muzyką. Szukam nowych dźwięków, mieszam Roguckiego, Ciszę, Domowe Melodie i kilka innych brzmień. Czytam, ale nie chowając się w książkach, a jedynie nimi podpierając. Papierowe skrzydła… Odnalazłam zachwyt, który uprzednio gdzieś się schował. Jeszcze niedowierzam, że można odbić się od dna i najzwyczajniej, najprościej być. Nie jestem kompletna, ani poskładana. Ale jestem. Na początek to przecież bardzo dużo.