sobota, 24 lutego 2018

Po drugiej stronie lustra



Luty powoli dobiega końca. Widzę już jego ogon, kosmaty jak u lisa syberyjskiego i z nadzieją czekam, aż zniknie za zakrętem. Marzec jest bardziej optymistyczny. Wiem, że tuż po nim kwiecień, bazie kotki, wychodzące spod ziemi kwiaty jak radosne, pijane pędraki i młoda, jasnozielona trawa. Poza tym pachnie wiosną. Uwielbiam. Więcej słońca, ciepła, możliwości, mniej ubrań, problemów i zmartwień. Dlatego czekam. Czasem spokojnie, zanurzając się w książkach i filmach niczym w ciepłym morzu, innym razem niecierpliwie, parząc usta gorącą kawą gdy wyglądam przez okno i widzę zamarznięte szyby samochodów.



*****

Zima jest depresyjna i o tym też chciałam napisać kilka słów, bo myślę, że warto mimo że temat niezbyt optymistyczny. Wczoraj obchodzony był Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. Przyznaję, że to podstępna suka. Nie pasują tu inne słowa. Kiedyś męczyłam się z nią bardzo długo. Ostatnio jeśli wraca, to tylko na kilka dni. Za każdym razem boję się jednak, że zostanie na dłużej. Jest jak kleszcz bądź pijawka. Wkręca się mocno i niepostrzeżenie i wysysa energię, siłę oraz chęć istnienia. Nagle zaczynam się bać. Lęk łączy się ze smutkiem, a smutek wyciska łzy. Pojawia się bezsilność, bezradność i zagubienie. Moja przestrzeń na co dzień jest dość mała. Nie oszukujmy się, kawalerka to nie ekskluzywny apartament.. ale wówczas, teren ogranicza się do kocyka bądź kołdry. Codzienne czynności stanowią ogromne wyzwania, ponieważ nie mam siły. Zwykły prysznic, czesanie włosów bądź zrobienie śniadania najzwyczajniej przerasta i stanowi ogromne wyzwanie. Mam wówczas wrażenie, że „tonieja”. Czuję jakbym została zamknięta po drugiej stronie lustra i nie mogła się wydostać. Nie pomagają memy z kotami i ojojanie. To dzika choroba i ciężko ją oswoić. Ale mam wrażenie, ze moja ostatnio zaczyna słuchać. W niektórych przypadkach, potrzeba czasu, terapii, czasem leków. Warto konsultować, diagnozować i się nie bać. Napiszę zatem, jak radzę sobie z tym ostatnio i dzięki temu nie trwa tak długo jak wcześniej.
Pozwalam sobie na łzy. Czasem przez kilka godzin. Niech lecą. Długo tkwię w książkach i filmach, by myśleć o nich, a nie o tym, co złego może, a nawet musi się stać, bądź jak bardzo jestem popieprzona i beznadziejna. Ale później walczę. Dzwonię do kogoś bliskiego. Nie wstydzę się, że tak się zdarza. Czy ktoś z was wstydzi się grypy? No właśnie. Powoli wypełzam na zewnątrz. Wbrew wszystkiemu wchodzę do wanny… i szukam choć jednego powodu, dla którego mogłabym siebie lubić. Zbieram pozytywne myśli i porządkuję powoli. Kiedy są ułożone na tych mrocznych to trochę tak, jakby błoto przykrył śnieg. Nie pomaga od razu. Nie ma cudów. Ale w moim przypadku, te drobne elementy, są składowymi, które pomagają wydostać się na powierzchnie. Bo naprawdę wolę słońce, choć nie lubię opalania ;) I chcę się nim cieszyć w każdej możliwej chwili.
(...a z memów śmieję się zawsze. Trzeba dystansu, inaczej zwariujemy wszyscy, a to nie jest wskazane i polecane przez lekarzy i farmaceutów ;))



Z ostatnio przeczytanych:



I tak naprawdę obie polecam. Dziś nie czas na obfite i wyrafinowane recenzje. Spróbujcie sami. Pan Szczerek jest bardzo trafny w swoich spostrzeżeniach. Wiem, że na DKK zostanie nieco zrugany za wulgaryzmy, ale to cząstka. A bez niej, nie byłoby tak swojsko i prawdziwie. A Bukowski? Bo nie oszukujmy się, ale półki z poezją są najbardziej zakurzone w bibliotece. I z własnej woli rzadko kto sięga po tomiki wierszy. A tutaj mamy do czynienia z perełką i mistrzem. Bukowski umiał obserwować i wyciągać wnioski. Jego poezja nie opowiada o kwiatkach i serduszkach. Jest surowa, zabawna i nad wyraz piękna, pięknem prawdziwym. Zajrzyjcie i przeczytajcie choć kilka fragmentów. Choć nie biorę na siebie odpowiedzialności za to, że później przygarniecie kota. Albo od razu pięć.



Dziś sobota i cały dzień przeleżałam w łóżku. Czytelnicy nanieśli do biblioteki kilka kilogramów złośliwych mikrobów, a z tego, co wiem, grypa położyła już ¾ miasta. Walczę zatem. Kilka białych tabletek, gorąca herbata z cytryną, Netflix i sukces blisko. Swoją drogą… polecam wszystkim, nie tylko przeziębionym taki leniwy dzień. Warto czasem olać sprzątanie i załatwianie tysiąca spraw. Świat poczeka. Serio.



sobota, 10 lutego 2018

sentymentalnie

Oglądając Gilmore Girls, zaczęłam zastanawiać się nad tym, jak żyje się w małych miasteczkach takich jak Stars Hollow. I nagle uderzyła mnie świadomość, że przecież w jednym z nich mieszkam! Może nie jest aż tak małe, ale posiada wiele cech charakterystycznych dla miejsc totalnie nieanonimowych. Cóż, w pewnym stopniu jestem introwertyczna, ale istnienie tutaj jest naprawdę przyjemne i chyba także terapeutyczne i kojące. Idąc ulicą często słyszę "dzień dobry!" lub - w zależności kogo spotykam -"Ojej! Miałam/miałem oddać książki!". Jadąc przez miasto samochodem, znajomy listonosz macha do mnie lub dzwoni na telefon kiedy ma przesyłkę. Pani na ryneczku za darmo wlewa mi do słoika wodę od ogórków, a ta z piekarni poleca najświeższe ciasteczka. Wszędzie jest blisko, dlatego kiedy po raz kolejny nissan odmawia posłuszeństwa, w przeciągu 25 minut dojdę na drugi koniec miasta. Im dłużej o tym myślę, tym więcej znajduję plusów i utwierdzam się w przekonaniu, że dobrze trafiłam :) Dziś na przykład, podczas spaceru, zupełnie przypadkowo w jednym ze sklepików znalazłam torbę z Totoro. Uwielbiam go! Pamiętam, że oglądając animację mocno się wzruszałam, pozwalając czarnym strumykom z tuszu na spływanie po policzkach.



*****
Olga Drenda - Duchologia polska. Rzeczy i ludzie w czasach transformacji.




Wygląda bardzo niepozornie. Okładkowo, sprawia wrażenie nudnego bądź poważnego i patetycznego kawałka literatury, tymczasem wcale tak nie jest. To wehikuł czasu. Nostalgiczny, pozwalający uwolnić wspomnienia, przywołujący uśmiech. Otóż nagle, ponownie znajdujemy się w Polsce przełomu lat 80 i 90. Przygladamy się jej przez pryzmat przedmiotów, zjawisk i obyczajów. Znów widzimy fotografie z charaktrystyczną, złotą poświatą, meblościanki, kwietniki zajmujące całe ściany, ciężkie zasłony i solidne tapczany. Po raz kolejny stają przed nami na chodnikach kioski, oglądamy pierwsze reklamy, kupujemy na targowiskach legalne pirackie (sic!) składanki z muzyką, a wieczorem z wypiekami na twarzy oglądamy seanse Kaszpirowskiego. Wbrew wszystkiemu to ciekawa podróż. Język, którym posłużyła się autorka jest niezwykle ciepły i przystępny co zdecydowanie poszerza grono odbiorców. Polecam zatem. Powrót do przeszłości bywa bardzo orzeźwiający. A słowo: "duchologia" niezwykle przypadło mi do gustu :)



*****

Ostatnio uwielbiam liski. Naprawdę. Zaczęło się od Lisich Spraw, a później za każdym razem gdy widzę motyw rudych maleństw cieszę się jak dziecko. Podobnie jest z motywem Gorjuss. Ceny produktów jednak wyrzucają z pantofli! Tym dziksza moja satysfakcja, że udało się nabyć bidon w jednym ze sklepów HomeSay 😊

  

  




Mój urlop dobiega końca. Jak to zwykle bywa, z chwilą kiedy złożyłam kartę urlopową, czas niepostrzeżenie i złośliwie przyspieszył. Chciałabym jeszcze trochę rozkoszować się poranną ciszą. Popatrzeć na słońce, które tuż po dwunastej rozświetla myjącego się na fotelu kota. Więcej spacerować. Zagłębiać się w książki wpełzając pod kocyk o dowolnej porze, albo jechać na kawę do nigdziebądź. Wyrzucić zegar. Nie spieszyć się. Być najwłaściwiej.

Może niedługo znów.
Chciałabym.