czwartek, 27 grudnia 2018

Zimowe powitanie

Długo mnie tu nie było. I dużo się zmieniło. Pojawił się Witek. Nagle, niespodziewanie, miesiąc wcześniej. Urodził się dokładnie w Dzień Wcześniaka i wywrócił moje życie do góry nogami. 



Jest najlepszym nauczycielem cierpliwości jakiego miałam. Wciąż się poznajemy. Słowem, krzykiem, dotykiem, uśmiechem. Kilka minut przed jego przyjściem, słuchałam Kołysanki dla Okruszka. Do tej pory niewymownie mnie wzrusza. Śpiewam mu czasem przed snem. Jego, nie moim. Swój czasem kradnę. Pomiedzy karmieniami zabieram godzinę lub dwie. Zazwyczaj czuwam. Jest taki piękny. Kruchy i delikatny. Nie zawsze jeszcze wiem, czego potrzebuje. Dzisiaj na przykład długo płakał. Najedzony, przewinięty, wynoszony. Nie działał szum, kołysanki, smoczek ani przygaszone światło. Zasnął nagle, w rogalu, na moim brzuchu. Takie proste... Potrzeba bliskości, przytulenia, bicia serca. Wszyscy tego potrzebujemy. A jednak niejednokrotnie upływa wiele godzin, dni lub lat zanim to odkryjemy. I wiecie co? Czasem warto po prostu przytulić kogoś bliskiego. Nie patrzeć przez pryzmat wad, tylko kochać. Pomimo. Ponad. Bezwarunkowo.

Na dzisiaj kończę, bo piszę szybko, w telefonie i nawet nie będę weryfikować błędów. Postaram się czasem skrobnąć kilka zdań. Chwilowo Instagram pozwala na szybsze interakcje, zapraszam zatem. 
A na mnie i przede mną.. cały świat: