wtorek, 31 lipca 2018

Lipcowy spokój

Wiecie, lubię lato. Nigdy nie należałam do osób, które narzekają na wysokie temperatury. I nie pragnęłam zimy. Owszem, nie lubiłam i nie rozumiałam leżenia plackiem na plaży bądź przy basenie i "smażenia" skóry, bo ani to jest miłe, ani ładne a już na pewno nieestetyczne z mojego punktu widzenia. Moje opalanie następowało głównie podczas chodzenia, przemierzania szlaków, spacerów, bądź zupełnie przypadkowo. Tymczasem teraz, kiedy z powodu rosnącego brzucha przybyło mi kilogramów i poruszam się z dodatkowym obciążeniem, pragnę tych 20 stopni i cieszę się na deszcz. Ostatnio kiedy padał, wyszłam z domu, patrzyłam do góry i wirowałam. Dlatego, jeśli któraś z moich sąsiadek jeszcze nie uznała mnie za wariatkę, to teraz uzyskała definitywne potwierdzenie ;) Moim przyjacielem stał się wentylator, a przyjaciółką butelka zimnej wody. Kiedy mogę, zostaję w domu, wychodząc wcześnie rano lub wieczorem, ewentualnie uciekam do lasu czy na wieś by odpocząć z dala od nagrzanych murów miasta. Po raz pierwszy od czasów, gdy miałam szkolne bądź studenckie wakacje, przyłapuję się na tym, że nie wiem jaki jest dzień tygodnia. Lubię to uczucie. Nie przywiązywać się do kalendarza, zegarka... Zostawić za sobą daty, o których trzeba pamiętać i po prostu przyjemnie trwać :) 
Wczoraj byłam na usg połówkowym, o którym już wcześniej wspominałam. Prawie wszystko dobrze. Troszkę za krótkie udo i przedramię w stosunku do tygodnia ciąży. Ale może mój synek nie będzie po prostu wielkim człowiekiem. Wzrostem. Bo wielkim będzie bez wątpienia :) Może również być tak, że wszystko się jeszcze wyrówna, bądź też nie będzie to miało żadnego znaczenia. Bo każdy wszak jest inny. I klasyfikowanie pod kątem norm, według których powinno się być od-do jest tak naprawdę trochę głupie i bez sensu. Ale jestem już spokojniejsza. Bardziej cieszę się falowaniem, które wyczuwam pod ręką, chwilami przypominające cmokanie rybki. Nie spodziewałam się, że to będzie takie przyjemne. Podobnie jak nie przypuszczałam, że tak szybko i tak mocno pokocham tego małego człowieka, który we mnie tak nagle zamieszkał :)



Co czytać?
Ostatnio do listy, przy której mogę postawić odhaczony ptaszek, doszły trzy nowe pozycje.
Może kogoś zainspirują... :)

Maja Lunde - Historia pszczół

Książkę posiadałam na półce od dłuższego czasu, jednak z kompletnie niewyjaśnionych przyczyn, nie mogłam się do niej zabrać. Zawsze trafiało się coś pozornie ciekawszego i wymagającego natychmiastowej uwagi. Teraz wreszcie przeczytałam i nie żałuję! Mamy trzy wątki, które przedstawiane są naprzemiennie. Anglia, 1857 r. i historia Williama, który marzył o karierze naukowca i przyrodnika; Stany Zjednoczone, 2007 r. gdzie poznajemy George'a, właściciela farmy i kilkuset uli, oraz wreszcie Chiny, 2098 r. i Tao. Młoda kobieta, której praca polega na tym, by całymi dniami ręcznie zapylać drzewa owocowe. Wszystkie trzy historie łączy jedno spoiwo , pszczoły. Dowiadujemy się jakie jest ich znaczenie i dlaczego tak bardzo są dla nas ważne. Wizja świata bez tych małych stworzeń wygląda przerażająco. Powieść oprócz tego, że wciąga i ciężko oderwać się od śledzenia historii bohaterów, zawiera przesłanie. Niezaprzeczalnie istotne i ważne. Dla nas samych i naszych dzieci. Warto! Z pewnością już wkrótce sięgnę po nową książkę autorki. Bo recenzje brzmią bardzo, bardzo kusząco.... :)

Heather Morris - Tatuażysta z Auschwitz

Książki o tematyce obozowej stanowiły przedmiot mojej fascynacji w okresie licealnym. Prawdę mówiąc wtedy dopiero dowiedziałam się o całym ogromie okrucieństwa i cierpienia tylu niewinnych osób, którym tak okrutny los zgotowała II wojna światowa. Nie wiem dlaczego akurat teraz sięgnęłam po tatuażystę. Mignął mi w nowościach na Legimi i poczułam, że bardzo chciałabym zapoznać się z historią Lalego Sokołowa. Wiecie, to jedna z tych historii, kiedy to budzę się w środku nocy, bo chcę przeczytać kolejne kilka stron i sprawdzić co się wydarzyło, albo jak zakończył dany wątek. Autentyczność wydarzeń jest potwierdzona przez głównego bohatera, który pojawia się na końcu, już współcześnie. Książka to cała paleta emocji i uczuć. Strach, ból, upodlenie, przerażenie, przemoc, ale także radość, ulga i miłość. Jestem teraz na etapie gloryfikacji miłości. Może przez hormony, nie wiem. W każdym razie, historia ogromnie mnie urzekła i oczarowała. Bardzo mocno polecam!


R. J. Palacio - Cudowny chłopak

To bez wątpienia książka, która powinna zostać lekturą szkolną, zamiast niektórych pozycji, w przypadku których kompletnie nie rozumiem sensu i celowości. Głównym bohaterem jest chłopiec, który zaczyna piątą klasę. Ma na imię August. Jego ogromną pasją są Gwiezdne Wojny oraz nauki ścisłe. Jest niesamowicie inteligentny i posiada wielkie poczucie humoru, kochających rodziców, siostrę i psa o imieniu Daisy. August różni się jednak od chłopców w jego wieku. W wyniku niefortunnej mutacji genu, jego twarz została zniekształcona i mimo tak młodego wieku, przeszedł już ponad 20 operacji. W książce obserwujemy reakcje otoczenia, a także sposoby Augusta na radzenie sobie z egzystowaniem w społeczeństwie. Mamy zatem rodziców, których miłość jest bezwarunkowa. Widzimy siostrę, która wściekłością i agresją reaguje na wszelkie negatywne reakcje innych na widok brata. August idzie do szkoły po raz pierwszy. Wcześniej, ze względu na operacje, uczyła go mama w domu. W szkole obserwujemy zarówno reakcje rówieśników, jak i dorosłych - rodziców innych dzieci. August zdobywa przyjaciół i wrogów, a jego perypetie prezentowane są zarówno w pierwszej osobie jak i za pośrednictwem osób, należących to najbliższego otoczenia bohatera. To powieść o sile przyjaźni. Tolerancji. Oraz o tym, co tak naprawdę jest w życiu ważne i istotne. Co powinniśmy dostrzegać przede wszystkim. I o tym, by nie oceniać. Bo zbyt wiele osób o tym zapomina.


niedziela, 29 lipca 2018

Bad Gateway

Miałam pozwolić sobie na popełnienie aktualizacji jutro bo idę na usg. Przeżywam to strasznie, a jednocześnie nie mogę się doczekać i już sobie zaplanowałam wpis na późny wieczór. Zapewne to uczynię, tak więc już jutro najpóźniej pojutrze ukaże się tutaj kolejny apdejt. I zaznaczam, że nie rzucam sów na wiatr! Ani puszczyków ani płomykówek :) Jednak muszę o czymś napisać bo nie wytrzymam! Z jednej strony może faktycznie jestem teraz bardziej przewrażliwiona więc kiedy usłyszałam to przedwczoraj w Trójce, stwierdziłam, że się wstrzymam. Ale dzisiaj już naprawdę coś mną zatrzęsło. I nie było to dziecko w brzuchu ;) 

Co sądzicie o "Wszystko, czego dziś chcę" w wersji Brodki? Pamiętam, że byłam zachwycona Trojanowską, kiedy już zrozumiałam o czym śpiewa. Taki manifest w zadziornym, a jednocześnie uroczym wydaniu. Jej wygląd, zachowanie na scenie, sposób wykonania utworu i najprostszy przekaz, gdzie mówi, że po prostu ma ochotę na dobry seks, chciałaby przeżyć orgazm i nie myśli co dalej :) Nie traktowałam tego nigdy stricte feministycznie, bo też od feminizmu mi daleko, ale zauważałam bunt wobec panujących przyjętych i kultywowanych schematów. Bunt w pięknym wydaniu, bo musicie przyznać że tekst jest naprawdę super, a Iza Trojanowska występująca w garniturze jest uosobieniem kobiecości i seksapilu.
Tymczasem, kiedy usłyszałam wersję pani Brodki, pierwsze co przyszło mi do głowy to pytania:
Dlaczego to zepsuła?
Czy zrozumiała o czym śpiewa?"

???


Po wysłuchaniu wersji, o której teraz wspomniałam, wnioskuję, że wokalistka niby chce, ale tak naprawdę wolałaby przykryć się kocem i iść spać, a w ogóle to dajcie jej wszyscy spokój, bo nie ma ochoty z nikim gadać. Może się nie znam, sama zazwyczaj mam krótkie paznokcie, ale uważam, że tutaj potrzebny jest przede wszystkim pazur, a nie apatia i anemiczna recytacja. Poczułam, że powinnam zabrać głos. Bo są covery, które mnie zachwycają i mogę do nich wracać wielokrotnie. Wersje, które nadają utworom nowe, świeższe brzmienie. Tutaj coś zaśmierdziało. Nie zadziałało jak trzeba. Najprościej mówiąc - zdechło. A ja preferuję życie, zachwyty i ładne zapachy :) 

Na koniec zatem pierwowzór i Opole 1980 ♥️



środa, 4 lipca 2018

Szukając ukojenia


Wieczór.. otuliłam się wanilią. Zapach płynie przez całe mieszkanie. Próbuję nie robić sztormów wewnątrz siebie. Próbuję wygładzić fale i przestać się martwić. Czasem okazuje się, iż jest to ogromnie trudnym zadaniem. Nie wiem jak umocnić kruchość. W przypadku obrazów mamy impregnaty, do drewnianych rzeźb, można zastosować bejcę.. a co w przypadku kruchości człowieka? Dziełem sztuki z pewnością nie jestem. Moje dziecko urodzi się za kilka miesięcy, a ja już teraz chciałabym je chronić przed całą niegodziwością świata. Nie da się, wiem. I z tego powodu też chwilami łzy zaczynają nagle płynąć ciepłą strużką. 
Tymczasem dzisiaj mamy wanilię. 
Otulamy się dalej. Kołyszemy. 
Mamy też liska na szczęście. Odpędza wszelkie złe myśli.
W następnym tygodniu idziemy do szpitala. Wszystko przesunęło się o tydzień, ale nie dało się inaczej. Trzymajcie kciuki.Zrobimy badania i wychodzimy. Czeka na nas świat. I tysiące rzeczy, którymi warto się zachwycać.





***

Z ostatnio przeczytanych :)



Mała księżniczka - chyba zawsze już będę do niej wracać. Uwielbiam. Idąc za ciosem obejrzałam również film. Jejku, jakie to ładne. Naprawdę! I nie mówię tak, bo mam w sobie rój hormonów. Możecie sprawdzić sami :)



Położna : 3550 cudów narodzin - bardzo mądra książka. Polecam wszystkim czekającym na maleństwo, ale nie tylko. Bo pokazuje jak można zmieniać rzeczywistość. By było łatwiej, lepiej i bez bólu. By człowiek, był dla człowieka człowiekiem.


Pypcie na języku - Ciepła, pełna humoru i piękna książka o błędach językowych, śmiesznych nazwach i sformułowaniach. Chwilami śmiałam się głośno i nie mogłam przestać.
Przeczytajcie koniecznie! Dowiecie się m.in. o trasie: Kazimierz - Nielisz - Cyców - Niemce ;)


Filmowo natomiast, wsiąknęłam w serial "Skins", ale już dobiegam do mety i zacznę nadrabiać zaległości. Kiedyś w końcu trzeba obejrzeć "Ojca Chrzestnego". ;)