niedziela, 3 lipca 2016

Krótka opowieść o życiu


Planowałam dłuższy wpis, ale jak to czasem w życiu bywa, plany nie wychodzą a scenariusz tworzy się sam, lub też za pomocą bliżej nieokreślonej mocy sprawczej. Nałożyło się u mnie kilka problemów ze zdrowiem, miałam okazję pozwiedzać duży szpital i kilka jego skrzydeł, naczekać się w kolejkach i wypić kawę w towarzystwie przemiłych panów w piżamach. Wciąż czekam na wyniki, jednak zaprawdę powiadam Wam - nigdy nie pozwólcie wbić sobie długiej igły w szyję bez znieczulenia. Myślałam, że jestem odporna na ból. Pomyliłam się. Trzy tatuaże, niezliczone stłuczenia i zabiegi dentystyczne były niczym w porównaniu z tym, co mnie ostatnio spotkało. I choć NFZ dziarsko odejmuje od mojej pensji składki na Fundusz Zdrowia, to kiedy ten fundusz nie zapewnia mi bezbolesnych zabiegów i chociażby małej dawki lidokainy, mam go głęboko w dupie. 
I tyle w temacie ;)

***

Recenzje dzisiaj również szczątkowe. Mam nadzieję, że kiedy całkowicie wrócę do formy, kondycja oraz częstotliwość moich wpisów ulegnie znaczącej poprawie. Na dobrą zmianę trzeba jednak poczekać.

Katarzyna Bonda - Pochłaniacz




Zima 1993. Tego samego dnia, w niejasnych okolicznościach, ginie nastoletnie rodzeństwo. Oba zgony policja kwalifikuje jako tragiczne, niezależne od siebie wypadki.
Wielkanoc 2013. Po siedmiu latach pracy w Instytucie Psychologii Śledczej w Huddersfield na Wybrzeże powraca Sasza Załuska. Do profilerki zgłasza się Paweł „Buli” Bławicki, właściciel klubu muzycznego w Sopocie. Podejrzewa, że jego wspólnik - były piosenkarz i autor przeboju "Dziewczyna z północy" - chce go zabić. Załuska ma mu dostarczyć na to dowody. Profilerka niechętnie angażuje się w sprawę. Kiedy jednak dochodzi do strzelaniny, Załuska zmuszona jest podjąć wyzwanie. Szybko okazuje się, że zabójstwo w klubie łączy się ze zdarzeniami z 1993 roku, a zamordowany wiedział, kto jest winien śmierci rodzeństwa. Jednym z kluczy do rozwiązania zagadki może okazać się piosenka sprzed lat.


Zacny kryminał i z chęcią zapoznam się z kolejnymi dziełami autorki. Mnogość bohaterów sprawia, że lepiej czytać li i jedynie Pochłaniacza, nie mieszając jej z innymi książkami. Saszę polubiłam od pierwszego przeczytanego zdania. Ponieważ nie znajduję tutaj większych uchybień, pozostaje mi po prostu dodać - niech Was pochłonie ;)

Monika Piątkowska - Nikczemne historie 


Nazistowski literat i jego francuski biograf, który odkrywa prawdę o nikczemnej przeszłości pisarza. Wiedeński złodziej planujący zabójstwo króla dzielnicy. Przybyły w połowie dziewiętnastego wieku do Nowego Jorku irlandzki wieśniak, marzący jedynie o uczciwym życiu. Agent carskiej Ochrany, ucieleśnienie zdrady. Dwanaście opowiadań Moniki Piątkowskiej to dwanaście podróży w głąb ludzkich umysłów. Bohaterowie Nikczemnych historii pochodzą z różnych epok i środowisk, ale pod jednym względem są do siebie podobni dopuścili się zbrodni i muszą teraz zmierzyć się z prawdą o samych sobie.

Kompletnie pogubiłam się w opowiadaniach autorki i odniosłam wrażenie, że moi Klubowicze z DKK również. Ksiązkę rozpatrywaliśmy z perspektywy zła tkwiącego w człowieku. Analizowaliśmy ludzkie słabości, ale także siłę, zarówno dobrą jak i złą, która popycha dane jednostki ku określonym czynom. Reasumując, nie polecam, gdyż ku podobnym analizom, znacznie lepiej skłania książka 'Psychopaci są wśród nas'. Oczywiście warto spróbować, gdyż to całkiem subiektywna opina. Poza tym, jedno z opowiadań przypomina wewnętrzne dylematy Raskolnikowa, zatem śmiem przypuszczać, że fani 'Zbrodni i kary' w 1/12 nie będą rozczarowani. :)

***

Tymczasem trzymajcie za mnie kciuki!
Jeśli wszystko się ułoży, pod koniec lipca jadę na Literacki Woodstock do Wrocławia, a w sierpniu będę tam, gdzie gwiazdy na wyciągnięcie ręki, wśród pagórków leśnych oraz mgieł porannych i po raz kolejny ogarnie mnie zachwyt, że wróciłam do mojego miejsca na ziemi.



PS : 

Julian Przyboś powiedział : 


(…) chyba nie owo „cogito” konstytuuje świadomość, że się jest, ale takie właśnie poczucie współkwitnienia ze światem, współbycia ze wszystkim. Jest się o tyle, o ile się współjest...

Całkowicie się z nim zgadzam i pozdrawiam tych, którzy ze mną współistnieją :)