*****
Zima jest depresyjna i o tym też
chciałam napisać kilka słów, bo myślę, że warto mimo że temat niezbyt
optymistyczny. Wczoraj obchodzony był Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją.
Przyznaję, że to podstępna suka. Nie pasują tu inne słowa. Kiedyś męczyłam się
z nią bardzo długo. Ostatnio jeśli wraca, to tylko na kilka dni. Za każdym
razem boję się jednak, że zostanie na dłużej. Jest jak kleszcz bądź pijawka.
Wkręca się mocno i niepostrzeżenie i wysysa energię, siłę oraz chęć istnienia.
Nagle zaczynam się bać. Lęk łączy się ze smutkiem, a smutek wyciska łzy.
Pojawia się bezsilność, bezradność i zagubienie. Moja przestrzeń na co dzień
jest dość mała. Nie oszukujmy się, kawalerka to nie ekskluzywny apartament..
ale wówczas, teren ogranicza się do kocyka bądź kołdry. Codzienne czynności
stanowią ogromne wyzwania, ponieważ nie mam siły. Zwykły prysznic, czesanie
włosów bądź zrobienie śniadania najzwyczajniej przerasta i stanowi ogromne
wyzwanie. Mam wówczas wrażenie, że „tonieja”. Czuję jakbym została zamknięta po
drugiej stronie lustra i nie mogła się wydostać. Nie pomagają memy z kotami i
ojojanie. To dzika choroba i ciężko ją oswoić. Ale mam wrażenie, ze moja
ostatnio zaczyna słuchać. W niektórych przypadkach, potrzeba czasu, terapii,
czasem leków. Warto konsultować, diagnozować i się nie bać. Napiszę zatem, jak
radzę sobie z tym ostatnio i dzięki temu nie trwa tak długo jak wcześniej.
Pozwalam sobie na łzy. Czasem przez kilka godzin. Niech lecą. Długo tkwię w książkach i filmach, by myśleć o nich, a nie o tym, co złego może, a nawet musi się stać, bądź jak bardzo jestem popieprzona i beznadziejna. Ale później walczę. Dzwonię do kogoś bliskiego. Nie wstydzę się, że tak się zdarza. Czy ktoś z was wstydzi się grypy? No właśnie. Powoli wypełzam na zewnątrz. Wbrew wszystkiemu wchodzę do wanny… i szukam choć jednego powodu, dla którego mogłabym siebie lubić. Zbieram pozytywne myśli i porządkuję powoli. Kiedy są ułożone na tych mrocznych to trochę tak, jakby błoto przykrył śnieg. Nie pomaga od razu. Nie ma cudów. Ale w moim przypadku, te drobne elementy, są składowymi, które pomagają wydostać się na powierzchnie. Bo naprawdę wolę słońce, choć nie lubię opalania ;) I chcę się nim cieszyć w każdej możliwej chwili.
Pozwalam sobie na łzy. Czasem przez kilka godzin. Niech lecą. Długo tkwię w książkach i filmach, by myśleć o nich, a nie o tym, co złego może, a nawet musi się stać, bądź jak bardzo jestem popieprzona i beznadziejna. Ale później walczę. Dzwonię do kogoś bliskiego. Nie wstydzę się, że tak się zdarza. Czy ktoś z was wstydzi się grypy? No właśnie. Powoli wypełzam na zewnątrz. Wbrew wszystkiemu wchodzę do wanny… i szukam choć jednego powodu, dla którego mogłabym siebie lubić. Zbieram pozytywne myśli i porządkuję powoli. Kiedy są ułożone na tych mrocznych to trochę tak, jakby błoto przykrył śnieg. Nie pomaga od razu. Nie ma cudów. Ale w moim przypadku, te drobne elementy, są składowymi, które pomagają wydostać się na powierzchnie. Bo naprawdę wolę słońce, choć nie lubię opalania ;) I chcę się nim cieszyć w każdej możliwej chwili.
(...a z memów śmieję się zawsze. Trzeba dystansu, inaczej zwariujemy wszyscy, a to nie jest wskazane i polecane przez lekarzy i farmaceutów ;))
Z ostatnio przeczytanych:
I tak naprawdę obie polecam. Dziś
nie czas na obfite i wyrafinowane recenzje. Spróbujcie sami. Pan Szczerek jest
bardzo trafny w swoich spostrzeżeniach. Wiem, że na DKK zostanie nieco zrugany
za wulgaryzmy, ale to cząstka. A bez niej, nie byłoby tak swojsko i prawdziwie.
A Bukowski? Bo nie oszukujmy się, ale półki z poezją są najbardziej zakurzone w
bibliotece. I z własnej woli rzadko kto sięga po tomiki wierszy. A tutaj mamy
do czynienia z perełką i mistrzem. Bukowski umiał obserwować i wyciągać
wnioski. Jego poezja nie opowiada o kwiatkach i serduszkach. Jest surowa, zabawna
i nad wyraz piękna, pięknem prawdziwym. Zajrzyjcie i przeczytajcie choć kilka
fragmentów. Choć nie biorę na siebie odpowiedzialności za to, że później
przygarniecie kota. Albo od razu pięć.
Dziś sobota i cały dzień
przeleżałam w łóżku. Czytelnicy nanieśli do biblioteki kilka kilogramów
złośliwych mikrobów, a z tego, co wiem, grypa położyła już ¾ miasta. Walczę
zatem. Kilka białych tabletek, gorąca herbata z cytryną, Netflix i sukces
blisko. Swoją drogą… polecam wszystkim, nie tylko przeziębionym taki leniwy
dzień. Warto czasem olać sprzątanie i załatwianie tysiąca spraw. Świat poczeka.
Serio.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz