piątek, 29 kwietnia 2016

Budzenie z zimowego snu

Senność. Piasek pod powiekami i uczucie ciągłego zmęczenia, a do tego ziewanie w chwilach kompletnie nieadekwatnych do takich zachowań. Wirus przesilenia dopadł mnie znienacka i sprawił, że każdą dłuższą chwilę poza pracą poświęcałam na drzemki. W mieszkaniu zapełnił się zlew, na podłodze pojawiły się kłębki kurzu, które mrużąc oczy ciężko było odróżnić od Nuty, a na krzesłach  i fotelu powstały przedziwne konstrukcje odzieżowe od biedy mogące się nazywać piramidami.

Dziś posprzątałam. Odgruzowałam, przewietrzyłam i zatańczyłam w rytm 'Let's twist again'.
Zbliża się maj, a miesiąc ten jest moją kofeiną i wierzę, że wreszcie się obudzę, piasek zniknie, ziewanie ustanie i spędzę długie noce z książkami, które piętrzą się na regale. Nie chcę przy nich zasypiać. Pragnę zagłębiać się w historiach i opowieściach tak mocno, jak robiłam to jeszcze niedawno. Czuć zachwyt i zatrzeć granicę pomiędzy tym co realne, a odrealnione.

Pomimo onirycznej atmosfery, którą przyjęłam bez większych oporów, udało mi się sporządzić listę kilku postanowień. Grudzień nie jest dobrym miesiącem na tego typu wybryki, kwiecień natomiast całkiem, całkiem ;) 

1. Zdrowe sałatki do pracy

Oczywiście wszystko ze względu na witaminy. Wcale nie jestem uzależniona od pomidorów. Ani trochę. Jednak jeśli zaraz nie pojawią się w sklepach te soczyste i pełne smaku słońca kulki, to oszaleję. Uwielbiam też soczewicę. a wszystko w połączeniu z rukolą, cebulą, papryką i sosem cytrynowym doprowadza moje podniebienie do szaleństwa i rozsadza kubki smakowe na drobne kawałeczki ;)

  

2. Siłownia

Jeszcze nie byłam. Ale z pewnością kupię karnet. Uprałam na razie spodnie i naszykowałam t-shirt. Ach i zapełniłam mp3 muzyką. To zawsze kilka kroków do przodu. 


3. Piwnica

Od momentu, gdy wprowadziłam się do obecnego mieszkania, a minęło 1,5 roku, w piwnicy byłam tylko raz. Znieść mocno wyeksploatowany fotel sako. Upchnęłam go nogą, po czym zamknęłam kłódkę. Jest tam mnóstwo niepotrzebnych desek, listewek, farb, paneli i innych elementów świata przedstawionego. Czas posprzątać. W końcu to też moja przestrzeń, gdzie spokojnie można wstawić balon z winem, albo konia na biegunach.

***

1 książka 2 filmy. Zapraszam :)

Marek Kochan - Plac Zabaw 


Z pewnością nie jest to lekka książka. Należy raczej do grupy tych ambitnych, ale polecam każdemu, kto chciałby zakosztować nieco innej, polskiej, współczesnej literatury i spojrzeć na tacierzyństwo z przymrużeniem oka. Mamy tutaj mężczyzn upupionych, zupełnie jak u Gombrowicza. Są oni zdegradowani do roli Kotusiów. Tytułowy Plac Zabaw można potraktować dosłownie, gdyż jeden z bohaterów odwiedza owe miejsce z dzieckiem, ale również w przenośni, jako odwołanie do naszego życia. Walka o własne miejsce, radzenie sobie z konkurencją, negocjacje, szukanie sprzymierzeńców... - czy nie brzmi znajomo? Niewątpliwą zaletą powieści jest język przepełniony humorem, sarkazmem, ironią i neologizmami. Znajdziemy tu zarówno opowiadania, fragmenty eseju i reportażu, a także tekst rymowany. Odrobinę bałam się przed spotkaniem DKK, którego tematem była ta książka, ale moi klubowicze są niesamowici i dali radę. Nie dość, że dyskusja okazała się owocna, to jeszcze trwała dość długo i wszyscy byli zadowoleni.


Jeśli chodzi o filmy, miałam okazję zakosztować ostatnio animacji. Odbieram je obecnie zupełnie inaczej niż w dzieciństwie. Poza formą stricte treściową zwracam większą uwagę na obraz, dubbing i muzykę. Doszukuję się drugiego dna i sprawia mi to niesamowitą przyjemność :)

Wilcze dzieci (2012, Japonia)



Kiedy byłam mała, bałam się wilkołaków. Zaczęło się od 'Akademii Pana Kleksa'. Wówczas nie wiedziałam, że piosenka towarzysząca przemarszowi stworzeń jest autorstwa TSA. Liczył się tylko fakt, że powodowały u mnie nieracjonalny lęk, a kiedy słyszałam ich piszczenie, zakrywałam uszy. Czasem, przypominałam sobie o nich wieczorem i szczelnie zakrywałam stopy kołdrą. Ciemny pokój nie stanowił bezpiecznego schronienia. Dziś oczywiście mam zupełnie inne podejście do tematu, a 'Wilcze dzieci' obejrzałam z ogromną przyjemnością. Piękna animacja przepełniona tajemnicą, miłością i radością. Warto jak diabli. Albo jak wilcy ;)

W głowie się nie mieści (2015, USA)




Dawno nie widziałam równie ładnie opowiedzianej historii o emocjach. Zasłużony Oskar, nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. Główna bohaterka to nastoletnia dziewczynka, Riley. Jej życiem rządzi Radość, Smutek, Strach, Gniew i Odraza. Kiedy przeprowadza się z rodzicami do San Francisco, powstaje małe zamieszanie... Obejrzyjcie koniecznie. Niezależnie od tego, czy macie lat 5, 10 czy 50. Wierzę, że Was urzeknie i pozostanie w głowie na dłużej.

Podróż na plac zabaw i w świat bajek.
Warto pielęgnować w sobie dziecko.
Dorosłość to żadna frajda.
Majówka ma być chłodna, więc jeśli nie grillujecie,moje propozycje stanowią zacną opcję :)

6 komentarzy:

  1. Na zdrowe pomidory musisz jeszcze poczekać do wakacji, wtedy jest dla nich pora. :)
    Książkę z chęcią przeczytam. A w głowie się nie mieści mam zamiar obejrzeć razem z bratem :D
    Pozdrawiam
    Jadwiga z Zajęczej Nory

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, to jednak jest nałóg, bo chwilowo nie wybrzydzam i wszystkie gałązkowe bądź koktajlowe pochłaniam w ilościach zatrważających ;)
      Obejrzyj, nie pożałujesz! :)

      Usuń
  2. A mi zrobisz taką kolorową sałatkę? :D

    OdpowiedzUsuń
  3. "W głowie się nie mieści" oglądaliśmy z Dominiką w kinie. Warto. Ja też polecam:) Na sałatkę też bym się chętnie zapisała:) Muszę się dowiedzieć z czego oprócz cytryny robisz sos do sałatek, bo też mam w planie dołożyć sobie trochę witaminek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cytryna + oliwa z oliwek + odrobina octu balsamicznego + sól, pieprz ziołowy i trochę przyprawy do sałatek. Przepisy na miksy warzyw i innych dodatków chętnie udostępnię :)
      PS - Poznałam po Dominice czyj to komentarz ;)

      Usuń