sobota, 13 stycznia 2018

Słów kilka spod kocyka

Zerknęłam na kalendarz. Już prawie połowa pierwszego miesiąca w roku. Tym razem dość płynnie udało mi się przyzwyczaić do pisania "2018" i nie mylę się jak zazwyczaj, kiedy to pozostawałam co najmniej do końca lutego nieustająco w przeszłości. Jak zaczął się ten rok? Otóż mijają prawie dwa tygodnie, kiedy nie palę. Nie jest jakoś ogromnie ciężko. Spodziewałam się konwulsji i zwijania na łóżku na podobieństwo różowych dżdżownic, które wiją się nieziemsko, gdy je dotykamy.  Tymczasem widzę sporo plusów (albo krzyży, kto wie?) Jestem bardziej wypoczęta, mam ładniejszą cerę, czuję zapachy (niestety, ludzi unikających mydła również..) i dużo sprzątam. Z tym sprzątaniem to faktycznie niezły odjazd. Nigdy chyba nie miałam tak ładnie poukładanych rzeczy w szafie. Nawet wtedy, gdy się tutaj wprowadziłam. Zmywam po każdym posiłku, zatem w kuchni nie piętrzą się już stosy naczyń i po raz pierwszy od kilku miesięcy umyłam podłogę (jednak jest jaśniejsza niż myślałam). Największym plusem jest brak chronicznego zmęczenia. Przez kilka ostatnich miesięcy, nieustannie szukałam pretekstu do drzemki. Oczywiście w nocy, nie potrafiłam zasnąć jak normalny ludź przed północą, lecz zazwyczaj dopiero pomiędzy drugą, a trzecią. Teraz zdarza mi się zasypiać podobnie (czego zapewne już nie zmienię) ale rano nie mam przekrwionych oczu i żądzy mordu wypisanej na twarzy. Podoba mi się taki progres i mega motywuje.


Cóż poza tym.. Ach, no tak! Wreszcie nic nie boli. Żadne zęby, głowy ani kolana. Nie wiem do kogo zwrócić się w tej kwestii, ale jeśli to nieuniknione, niech zacznie boleć za jakieś 30-35 lat. Dobrze?Wcześniej nie chcę. Mam trochę planów. I tym razem silne i niezłomne założenie, by wszystkie po kolei i z dziką rozkoszą realizować. Tak na szybko, poniżej moje. A jak to wygląda u Was? 


Założyłam Instagrama. Właściwie miałam go już wcześniej, ale poza zdjęciem mojego kota wrzuconym w styczniu 2015, nic więcej się tam nie działo, a o samym koncie kompletnie zapomniałam. Tym razem postanowiłam codziennie dodawać jedno zdjęcie. Nawet jeśli będzie nieudane i żenujące. Mam w sobie ogromną potrzebę regularności i czasem wydaje mi się, że bez tego zacznę się rozpadać. Oczywiście tym razem mam kogoś, kto jest moim mega klejem i spoiwem, ale odczuwam przyjemną satysfakcję, jeśli sama wygrzebuję się z tej paskudnej, depresyjnej ścieżki. Zatem! Jeśli ktoś miałby ochotę, serdecznie zapraszam :) Instagram Szeptana

Książkowo


Nadrabiam powoli zaległości, których nazbierało się niestety dużo. W tym roku zaczęłam od Olgi Rudnickiej i książki, która gdzieś mi umknęła - "Granat poproszę!". Powieść niezawodnie poprawiła humor, a niektóre momenty sprawiały, że zaśmiewałam się głośno budząc Nutkę, która ze zdegustowaną miną i podniesionym ogonem opuszczała obrażona łóżko. Oprócz tego, zaczęłam "Broad Peak. Niebo i Piekło". Jak każdy z reportaży dotyczących alpinistów, z którymi miałam do czynienia i ten wciąga niesamowicie. Obawiam się, że ja żadnych szczytów już zdobywać nie będę ze względu na chore kolano, ale poczytać o tych, którzy walcząc z własnymi ograniczeniami zdobyli te najwyższe, zawsze miło i ekscytująco. Dla relaksu, paradoksalnie przeplatam sobie reportaż z kryminałem. Niech się leje krew, niech szukają mordercy. Ja zjem wszystkie ciasteczka i dowiem się kto zabił! Zatem pozycja trzy w tegorocznym zestawieniu to Gillian Flynn i "Ostre przedmioty". Jeszcze nie wiem, czy to nóż, siekiera, tasak, a może jednorazowa golarka? Zobaczymy ;)


Filmowo

Zacznę może od tego, że ostatnio, podczas produkcji trwających więcej niż 90 minut, zdarzało mi się zapadać w sen. Dawno już nie trafiłam na film, która trzymałby w napięciu do ostatniej minuty. Chciałabym bardzo.. Tymczasem cóż... Suicide Squad mocno rozczarował. Ja rozumiem, że to bardziej dla młodzieży, a ja młodsza nie będę już nigdy, no ale... 



Jeśli chodzi zaś o tegoroczne seriale, zaczęłam Podróżników, jednak to ciut za wcześnie, by wyrobić sobie o nich opinię. Skończyłam 8 odcinków The end of the f**king world i polecam, bo obraz bardzo przyjemny i inny od masy powstałych ostatnio tworów, a także zaczęłam Atypowego, który również mi podpasował. Może dlatego, że sama odnajduję w sobie czasem pewne autystyczne elementy. Na szczęście zminiaturyzowane, ale zawsze. Głównie chodzi o nagłe zmiany planów i potrzebę regularności choćby w jednym aspekcie codzienności. Łatwo ogarnąć :) 






Założyłam też, korzystając z radością z darmowej opcji, konto na showmax. Jeszcze nie zagłębiłam się w bogactwa zawartości, ale pierwszy rzut oka pozwala stwierdzić, że będę miała na co paczeć ;)
Zostawiam Was z utworem, którego mogę słuchać trzysta pięćdziesiąt osiem razy pod rząd i za każdym razem będzie tak samo urzekał. Indżoj!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz