wtorek, 2 stycznia 2018

Bądź łaskawy, nowy rocku !


„Wreszcie zrozumiałem, co to znaczy ból. Ból to wcale nie znaczy dostać lanie, aż się mdleje. Ani nie znaczy rozciąć sobie stopę odłamkiem szkła tak, że lekarz musi ją zszywać. Ból zaczyna się dopiero wtedy, kiedy boli nas calutkie serce i zdaje się nam, że zaraz przez to umrzemy, i na dodatek nie możemy nikomu zdradzić naszego sekretu. Ból sprawia, że nie chce nam się ruszać ani ręką, ani nogą ani nawet przekręcić głowy na poduszce.”

                                         (José Mauro de Vasconcelos – Moje drzewko pomarańczowe)

Zazwyczaj lubiłam grudniowe dni. Choć w okresie zimowym senność jest zdecydowanie większa, to jednak ostatni miesiąc roku ma mnóstwo plusów. Poranne przymrozki i bajkowe widoki, świąteczny klimat, zapach choinki, pomarańczy i pysznych potraw, czy płatki śniegu wirujące z lekkością. Jednak w tym roku nie było tak przyjemnie. Zaczęło się od lekkiego bólu zęba, a po licznych komplikacjach skończyło na usunięciu dolnej ósemki i ostrym stanie zapalnym tuż po. Czas pomiędzy 15 a 27 grudnia, pamiętam mgliście i choć starałam się z całych sił uśmiechać, to w środku wszystko we mnie płakało. Nigdy jeszcze nie doświadczyłam takiego ogromu bólu. Wszystko potęgował silny głód. Staram się zazwyczaj być silna, tym razem jednak najzwyczajniej mnie to przerosło.

(Chwilowa ulga dzięki okładowi podczas Wigilii)

Świadomość, iż posiadam wsparcie wśród najbliższych była bardzo pomocna, lecz przyszedł moment, kiedy uświadomiłam sobie, że dla nich też musi to być męczące. Chciałam zniknąć, by nie przysparzać nikomu problemu. Wiem, dziwne myślenie, ale było to wynikiem skumulowania bólu i braku siły do dalszej walki o poprawę samopoczucia. Chciałam zniknąć. Umrzeć. Po prostu już nie czuć. Dużo myślałam o granicach. Dlaczego czasem cierpienie brutalnie odziera z godności? Zabiera uśmiech, kumuluje łzy i piętnuje lękiem? Dlaczego tyle nocy musiałam walczyć z potworami? Nie wiem. Wydaje mi się, że nadwrażliwość to mój wróg.Widzieć, czuć i doznawać więcej. Serio? Wierzcie mi, to wcale nie jest fajne. Są ludzie, których nie darzę szczególną sympatią, są tacy, których konkretnie nie lubię i nie trawię. Mimo to, nikomu nie życzyłabym podobnych przeżyć. Nikomu. Dziś jest już lepiej, ale nadal częściowo nie mam czucia w dolnej wardze. Wciąż utrzymuje się też lekki szczękościsk. Chciałabym bezboleśnie przepłynąć przez styczeń. Niech w kontraście do upiornego grudnia, będzie piękny i przyniesie same przyjemności.
A podsumowanie tego roku? Pierwsza połowa nie była najlepsza. Nie wracam. Zamknęłam tamten rozdział definitywnie. Najlepszym rozwiązaniem okazało się rzucić wszystko i jechać w Bieszczady.
I przełomowym momentem był dzień, kiedy weszłam na Fereczatą. Usiadłam, poczułam wiatr na twarzy i zrozumiałam. Trzeba walczyć o siebie. Druga połowa zaczęła się wychodzeniem z mgły. I cóż, choć myślałam, że się nie uda, teraz ponownie wierzę w kolory. Bajki. I szczęśliwe zakończenia też. Z postanowień... Pielęgnować miłość. Odnajdywać więcej powodów do zachwytu. Podróżować, czytać, oglądać, doznawać i nauczyć się czegoś nowego. A jeśli chodzi o noworoczne życzenia, może po prostu więcej się nie bać.
I żeby nie bolało.  

1 komentarz: