Próbuję zagoić rany. Podobno czas, ale nie ma go w żadnej aptece. Wszyscy potrzebują.
W tych internetowych również sprawdzałam. Skończyły się zapasy magazynowe.
Pustka. Nicość. Podobno pomaga spokój..
ale chwilowo brak. Mają sprowadzić w najbliższym czasie. By to przyspieszyć
wypełniłam kartę urlopową. Tak bardzo potrzebuję wyjechać. Zostawić na jakiś
czas to, co tu i teraz. Odłączyć się, by po powrocie spojrzeć na wszystko inaczej.
Wyjechać i oddychać lasem, górami oraz śpiewem ptaków o piątej nad ranem, gdy
otworzę namiot. Po raz kolejny ukrywam się w książkach. Szeregi liter, wyrazów
zdań pochłaniam uciekając od rzeczywistości. Niekiedy, w okolicach 3 nad ranem
siadam na parapecie z kubkiem herbaty i słucham nocy. Chciałabym umieć żyć.
Chciałabym, żeby chwile szczęścia, które mnie czasem spotykają, nie były jedynie
złudzeniami i fatamorganą. Nie pozbędę się kruchości oraz lęku. Mogę jedynie
szczelnie otulić je puchem nadziei. Nadziei na co? Na ukojenie. Możliwość
swobodnego oddychania. Pozbycie się wyrzutów sumienia. Czasem tak bardzo się
staram i gubię siebie. Nie wiem gdzie jestem. Nie wiem kim jestem. Szukam…
‘Wciąż uczę się żyć na własnej skórze
i płacę jak umiem ten dziwny rachunek’
i płacę jak umiem ten dziwny rachunek’