wtorek, 15 marca 2016

Spontanicznie.

To będzie wpis na wiosnę. Pod wiosnę. Niech już przyjdzie, bo zaczęłam wypuszczać pędy zielone i wrastam w rzeczywistość, a jednocześnie sięgam do nadrealnych wymagań jak to zwykle o tej porze roku ;) 

Weekend minął mi pod znakiem piosenki turystycznej. Nie jadłam wprawdzie pasztetu, nie spałam na karimacie i nie opatulałam się polarem żadnego zarośniętego mężczyzny (ani nawet swoim własnym), ale po raz dziesiąty (bądź jedenasty – straciłam rachubę ;)) odwiedziłam Yapę. 



Choć moja fascynacja tym festiwalem jest dużo mniejsza niż na początku, nadal lubię spędzać tam czas. Pierwsze pytanie jakie usłyszałam – tuż po wejściu do hali Expo, gdzie odbywała się impreza, to : „jak można znaleźć męża na Yapie?” - zadane przez dziewczyny z Radia Żak.
Cóż, najpierw zaczęłam zastanawiać się, czy chodzi o męża własnego, cudzego, czy może przyszłego. W moim przypadku, trzecia opcja wydała się najrozsądniejsza i w przerwach między koncertami postanowiłam sprawdzić, czy faktycznie istnieją jacyś potencjalni kandydaci. Otóż turystów było sporo. Wykluczyłam muzyków i harcerzy. Studenci – cóż, to chyba też już nie moja bajka, przynajmniej jeśli chodzi o męża. Podobnie sytuacja wyglądała jeśli chodzi o starszych panów, którzy zapewne na Yapie bywają od samego początku, a wędrówki górskie mocno weszły im w krew o czym świadczy mocno wysunięty do przodu mięsień piwny. Wybór został niewielki. Podczas całego festiwalu odbyłam zaledwie kilka konwersacji z przedstawicielami płci przeciwnej, z czego na szczególną uwagę zasługiwał jedynie jeden przedstawiciel serwisu. 
Możliwe, że gdybym została dłużej w Cottonie, czyli klubie festiwalowym, udałoby się nawiązać więcej nowych znajomości.. Cóż, zobaczymy za rok.
Zdecydowanie Yapa jest dobrym miejscem na zdzieranie sobie gardła od śpiewania. To miejsce idealne, jeśli chcesz mieć później zakwasy i ból tyłka od twardych ławeczek, ewentualnie podłoża. 
Śpiewanki w palarni? Koncerty na stołach? Piwo i wszechobecne gitary? - proszę bardzo! :)

Męża lepiej jednak szukać zupełnie gdzie indziej... ;)

Swoją drogą wydaje mi się, że nie posiadam już predyspozycji do życia we dwoje.



Lubię żyć bez konkretnego planu. Postępować z radosną spontanicznością. Wylegiwać się z kotem do późnych godzin zajmując całe łóżko, ewentualnie tkwić pół nocy z książką i paczką krakersów bądź też z wielką miską sałatki śledzić losy serialowych czy filmowych bohaterów. Lubię włóczyć się czasem ulicami bez konkretnego celu i samodzielnie decydować o destynacji wakacyjnych wędrówek.


ale...


...lubię też pokazywać komuś moje ulubione miejsca i sprawdzać, czy u Niego pojawi się zachwyt tożsamy z moim. Lubię przytulać się i czuć czyjś zapach, nawet jeśli nie zawsze jest pierwszej świeżości.. Lubię słyszeć nieoczywiste komplementy – rzucone czasem ot tak, przypadkowo, a uskrzydlające bardziej niż niejeden redbull, czy też podwójne espresso. Lubię słyszeć, że ktoś tęsknił i czekał. I lubię wracać z kimś. Wracać do kogoś. I siedzieć razem pod kocem grzejąc się o kubki z earl greyem i o siebie nawzajem.

Dlatego właśnie nie będę bronić się rękami i nogami, gdy podczas kolejnej randki (czy to słowo nie jest już archaizmem?) spotkam kogoś, kto sprawi, że poczuję miłe ukłucie w okolicach lewego górnego żebra. Za moje wysokie wymagania wobec mężczyzn nie jest odpowiedzialny Disney. To bardziej Wojaczek, Bursa, czy Stachura.
…albo Hłasko, cholera :











Kaskaderzy literatury, poeci przeklęci, wyluzujcie ;) Nie chcę żeby ktoś pisał dla mnie wiersze. Wystarczy garść błyskotliwości i poczucia humoru. Niech wysłucha, pomoże opróżnić wino, zabierze na drugi koniec tęczy i tak po prostu, najzwyczajniej na świecie, nie nachalnie lecz namacalnie będzie.

Cóż, wpis uważam za kompletny, a recenzje być może następnym razem ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz